z corka na wakacje scaled Z córką na wakacje

Kiedyś, w czeluściach Internetu, widziałem filmik, jak trzymiesięczne dziecko wcinało kabanosa. Pamiętam, że pomyślałem sobie wtedy, że gdyby moja trzymiesięczna, ucząca się dopiero leżeć na brzuszku Klara zobaczyła, że choćby idę w jej stronę z kabanosem, to spakowałaby się i wyszła.

Moja córka je tylko to, co lubi. Dokładnie to to, co lubi w tej chwili. A chwila to bardzo krótko. I chwile bardzo się od siebie różnią. Nawet, jeżeli leżą dokładnie obok siebie.

Muszę przyznać, że na co dzień wybredny gust mojej córki mnie jakoś szczególnie nie martwi. No chyba, że jesteśmy na wakacjach. Wówczas okazuje się, że jedyną strawą, jaką moja latorośl akceptuje (i to w ilości ograniczonej jedynie przez podaż) są Flipsy. Mam wrażenie, że gdyby wpuścić Klarę do fabryki chrupek, to spowodowałaby wstrzymanie dostaw sklepowych na dobre trzy lata.

Niemniej, Flipsy też jedzenie, więc jako odpowiedzialny ojciec byłem skory uznać problem głodu córki za rozwiązany, ale wtedy zainterweniowała moja Martyna, tłumacząc, że dziecko nie może żyć o samych chrupkach, że dziecko to potrzebuje zrównoważonej diety i że dziecko to coś tam, coś tam, coś tam. W koncu musiałem przyznać jej rację, gdy sięgnęła po ostateczny argument, że w Hiszpanii nie ma Flipsów.

Stanęliśmy więc przed wyborem: Klara będzie albo głodna albo marudna, więc w sumie tak czy inaczej marudna. A co nietrudno wykoncypować, marudne roczne dziecko, to nie jest stworzenie, z którym chcesz spędzać wakacje. I wtedy na horyzoncie, niczym dżin, pojawił się on. Miękki jak płatek róży, puszysty niczym Ptasie Mleczko i przedziwnie śmietankowy niczym lody Śnieżka – croqueta de pollo. Niezwykły krokiet z kurczaka, który w kulinarnym rankingu Klary zdołał zdetronizować nawet Flipsy. Klarcia tak go pokochała, że jak wróciliśmy do hotelu, to wzięła kredki, narysowała nam go na kartce i kazała sobie oprawić w ramkę. No dobra, tego nie zrobiła, ale sądzimy, że tylko dlatego, że nie wiedziała jak.

Niestety takie croquetas serwowali tylko w jednej knajpie, więc mieliśmy tam kartę stałego klienta, co uspokoiło sytuację, ale jednocześnie wiedzieliśmy, że licho czyha. Prędzej czy później trzeba będzie opuścić Teneryfę, a wtedy Klara rozpocznie strajk głodowy. A dziecka nie można zagłodzić. To jest karalne. Nawet, jeżeli drze ryjka o 3 w nocy.

Także siedzieliśmy sobie w knajpie, patrząc na to jak Klara wcinając milionowego krokieta ratuje PKB Hiszpanii i wtem wbija kelnerka, wskazuje na małą i jak zwykle wykrzykuje: „¡que bonita!, ¡que preciosa!”. A ja na to, że gracias, gracias, ale z tą preciosą to mamy pewien problema. Madre mía, co się dzieje?! – pyta kelnerka. – No to ja mówię, że mała już kocha te krokiety bardziej niż swoich starych i że jak przyjdzie jej wybrać, z kim chce spędzić resztę dzieciństwa, to nawet nie widzimy sensu stawać do konkursu. I że musimy dostać przepis, bo przyszłość jest albo z croquetas albo żadna.

Kelnerka ucieszyła się jakbym powiedział, że właśnie odwołali covid, otwierają turystykę i niedługo będzie ich odwiedzał ktoś poza nami i Klarą, po czym poleciała na zaplecze. Chwilę później wraca, śmieje się i kładzie nam na stole kartkę z przepisem. Bardzo się cieszę, że smakuje – rzuca. – Po uczym upewnia się, że wszystko rozumiem i z ciągłym uśmiechem na twarzy wraca na zaplecze. I właśnie za to kocham Hiszpanię.

croquetas Z córką na wakacje
Category
Tags

No responses yet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.